Valvoline Rajd Małopolski – Zwycięzcy zawsze są na mecie.

2023 07 09

Valvoline Rajd Małopolski stał się niemałym zaskoczeniem, wchodząc z prawdziwą pompą w cykl naszego rodzimego championatu. Każdy, kto zbierał doświadczenia z Rajdu Krakowskiego czy choćby Bocheńskiego spodziewał się masy problemów, jakie stawały na drodze innym organizatorom. Tymczasem nie dość, że organizator zapiął wszystko na ostatni guzik, to godając po naszymu Rajd wlozł do RSMP z drzwiami i futryną. Wszystko to za sprawą nie tylko dobre organizacji, ale również tego, że komuś chciało się co nieco więcej. Oficjalne testy z mapkami na stronie, stref kibica z dowozem, mapy on-line, oprawa medialna i sama atmosfera sprawiły, że o rajdzie można pisać jedynie w superlatywach.

Od strony zawodników również słabo nie było, trasy, jakie przygotowano pod trzy cykle (RSMP, HRSMP i RO) mogły się podobać, szybkie, wymagające technicznie i sprawdzające,kto umie połączyć odwagę i rozsądek.
Łącznie trzy odcinki specjalne jechane łącznie 3 razy w ciągu dwóch dni i jeden odcinek zaczynający się w centrum Makowa Podhalańskiego jechany dwukrotnie, były w większości nowe dla zawodników Mistrzostw Polski.
Część odcinków pamiętać mógł jedynie ktoś jadący w poprzedniej edycji, która należała do drugiej ligi, lub ktoś mający naprawdę dobrą pamięć, by wrócić do czasów Rajdu Krakowskiego.

Jedyna rzecz, która budziła większy niepokój to harmonogram, ten był napięty jak cięciwa łuku, co przy tak wymagającym rajdzie i w sumie niewielkiej ilości odcinków specjalnych mogło oznaczać kłopoty z ich rozegraniem.
Taka sytuacja miała już miejsce w tym rajdzie, jednak wtedy dodatkowo sytuację pogorszyła pogoda. Tym razem jednak prędkości uzyskiwane przez zawodników miały być znacznie wyższe, wiec ten temat pozostawał otwarty.

Na grube dzwony nie trzeba było długo czekać, już podczas OS-u testowego przyczepność Makowskich odcinków wytestowała załoga Długosz / Majewski, wylatując z drogi i czterokrotnie rolując.
Auto nie nadawało się do dalszej jazdy, jednak załoga pomimo niezłego kołowrotka, wysiadła z auta bez szwanku i większych dolegliwości a nasz fotograf miał ujęcia tego rajdu jak nie sezonu.

Z początkiem rajdu nie było lepiej, już od pierwszego odcinka doszło do niemałej sensacji, gdyż to nie zawodnicy ze szpicy Mistrzostw zagościli na pierwszych miejscach w wynikach rajdu.
Grzegorz Grzyb zrobił coś, co częściej widuje się w kiepskich grach rajdowych niż w rzeczywistości, a mianowicie zaatakował tuje jednej z posesji, ustawiając auto na boku, czyli stroną pilota w kierunku nieba opierając się podwoziem o wspomniane drzewka.
Jak widać, grawitacja sprzyja Panu Grzegorzowi, bo auto osiadło na koła i pojechało dalej i to bez jakichś przesadnych uszkodzeń co kierowca udowodnił na kolejnej próbie, wygrywając ją.

Tyle szczęścia nie miał niestety Sylwester Płachytka, który już od startu ruszył, jak by chciał komuś coś udowodnić na tym rajdzie.
Już pierwszą patelnię od startu przeszedł pięknym bokiem i widać było, że jedzie po to, by walczyć o zwycięstwo.
Niestety ta walka skończyła się w krzakach na pierwszym odcinku, auto na szybkim łuku uśliznęło się tyłem i załoga, zamiast skupić się na walce, skończyła na poboczu, godząc się z powrotem do domu bez punktów.
Odcinek wygrał Jarosław Szeja pokazując, że nawet w starszej generacji Hyundaia I20 jest w stanie walczyć o zwycięstwo w rajdzie.
Walka w pozostałej części dnia toczyła się między liderami, odrabiającym straty Grzegorzem Grzybem a naprawdę dobrze jadącym Dariuszem Polońskim, który ewidentnie w tym rajdzie dogadał się ze swoim Polo R5 i były tego efekty.
Do czołówki dobijali się również Łukasz Byśkiniewicz i bracia Kotarbowie, jednak poza kilkoma czasami na podium poszczególnych odcinków nie wiele mogli zdziałać.
Po pierwszym dniu pozostawało się im cieszyć miejscami w pierwszej piątce.
Za nimi rozpoczynała się cała plejada gwiazd drugiej ligi Rally 2 na czele z Jarosławem Kołtunem, jazda grafitowej Fiesty Rally 2 stanowi dla nas odzwierciedlenie reszty stawki Mistrzostw Polski.
Pan Jarosław, jadąc swoim tempem, stanowi bowiem pewien poziom umiejętności, zdobywany przez lata startów w naszym narodowym championacie i choć do czołówki mu nieco dalej tak można do tej stabilnej formy porównać młodszych stażem kierowców taj klasy.
No i tu już było nieco słabiej nazwiska takie jak Terlecki, Kwiatkowski  Sawicki czy Tochowicz niestety już po pierwszym dniu wypadli poza minutową stratę do czołówki i stanowili jedynie tło rywalizacji.
Drugi dzień rajdu rozpoczął się od ataku braci Szejów starających się utrzymać prowadzenie nad odrabiającym straty Grzybem, sztuka ta udawała się całkiem nie źle i do 8 osu bracia wypracowali łącznie prawie 24 sekundy przewagi.
Niestety dobra passa skończyła się na osie 9 gdy Szejowie udowodnili to, z czego są znani, czyli z zabójczo dobrego tempa i tego gdy zaczynają jechać o wynik, szybko pojawia się błąd.
Nie inaczej było i tym razem, Hyundai i20 podzielił los wielu innych załóg, na prawym zakręcie odkleiło tył i auto zaliczyło kilka spektakularnych rolek.
Szczęście, że na drodze auto nie napotkało żadnej stałej przeszkody, bo siła z jaką auto zostało wyrzucone z zakrętu, była spora i już to spowodowało duże zniszczenia.
Bracia zostali odwiezieni do szpitala jednak jedynie w celu kontroli i niedługo po rajdzie powrócili do domów.

Grzegorz Grzyb stał się zatem liderem i jadąc swoim tempem, kontrolował sytuację z tyłu, wygrywając Rajd Małopolski i zdobywając punkty za trzecie miejsce w Power Stageu.
Tymczasem za plecami liderów, toczyła się walka o pozostałe miejsca na podium, w której wyraźnie przyśpieszyli bracia Kotarbowie.
Wygrany odcinek i dwa drugie miejsca pozwoliły na chwilę przeskoczyć w klasyfikacji Byśkiniewicza oraz zbliżyć się na 3 sekundy do Polońskiego, który ewidentnie przespał pierwszą pętlę.
Podczas drugiej pętli jednak kierowca białego Polo R5 doszedł do siebie, odpowiedział na zapędy Kotarbów i szybko odskoczył czasowo konkurencji, zajmując ostatecznie drugą pozycję w rajdzie i tą samą na Power Stageu.
Bardzo podobnie postąpił Łukasz Byśkiniewicz, szybko przeskoczył w klasyfikacji Kotarbów a z rozpędu wygrał jeszcze Power Stage, kto wie, gdyby rajd miał jeszcze jeden odcinek, może doszedłby i Polońskiego, gdyż zostało mu zaledwie 3 sekundy do odrobienia.

W tyle no cóż, jak czwarty Jarosław Kołtun trzymał całkiem przyzwoite tempo i miejsce poniżej pudła, należy się mu jak psu micha, pozostała część stawki wyglądała już znacznie gorzej.
Nakreślając to obrazowo jak minuta i dziewięć sekund straty Jarosława Kołtuna do Grześka Grzyba to całkiem przyzwoity wynik, tak kolejny z naszej drugiej ligi Rally 2 Rafał Kwiatkowski stracił  już prawie 3 minuty.
Kolejny na 6 miejscu, Aleksander Terlecki stracił już 3:33 a ostatni na 9 Miejscu Michał Tochowicz 3:35 i gdybyśmy napisali, że ostatnich trzech zawodników pierwszej dziesiątki Rally 2, cięło się między sobą, kończąc rajd, mając między sobą 2 sekundy różnicy, brzmiałoby to naprawdę pięknie.
Natomiast tak nie jest…  stara maksyma rajdowa, że „kasa nie jeździ” sprawdziła się i tym razem, a w przypadku naszego narodowego championatu nie widać następców Kajetanowicza czy Marczyka a tak szczerze nawet pokroju Grzegorza Grzyba.

Zakończmy jednak optymistycznie, gdyż każdy zapewne spodziewał się, że teraz zaczniemy wymieniać nazwiska zawodników jadących w klasie Rally 3, na czele z Matulką czy Parysem lub w najlepszym przypadku Porsche Jacka Sobczaka.
A tu niespodzianka! 10 miejsce w rajdzie wywalczyło sobie dobrze znane żółto-niebieskie BMW M3 E36 Artura Sękowskiego, który jadąc z Pawłem Prochoniem dosłownie roznieśli konkurencje, jak z przednim tak z tylnym napędem, a także znaczną część 4×4.
Ok to, że Sękowski jest mega szybki i jak wszystko w jego aucie gra, jest w stanie notować świetne czasy, wie każdy, ale 10 miejsce…. no brawo Panowie…. szacuneczek.
Najszybszym autem z przednim napędem stał się Hubert Kowalczyk w Peugeocie 308 Rally 4 i tu też duży szacunek, a wynik godny podkreślenia, gdyż duża część konkurencji została daleko z tyłu.

Wspomniany wcześniej Jakub Matulka przywiózł na rajd najnowszą odsłonę Fiesty Rally 3 i to on wyszedł zwycięsko z walki w klasie, notując jednocześnie na 12 miejscu w klasyfikacji generalnej.
Szkoda, że walka z Parysem szybko się skończyła a wynik, też mógłby być lepszy, jednak komplet punktów to komplet punktów i cel rajdowy jak najbardziej został osiągnięty.

Rajd zakończony pełnym sukcesem jak medialnym tak i wizerunkowym i co warte podkreślenia pomimo sporej ilości przygód na trasach wszystko przebiegło, tak jak miało.
Mówiąc więcej, chcielibyśmy, żeby wszystkie rundy RSMP zorganizowane były tak dobrze, z taką pompą i obsługą medialną jak Rajd Małopolski.
Organizatorom więc gratulujemy i prosimy, żeby nie osiadali na laurach, a byli wyznacznikiem tego jak rajdy powinny wyglądać, wprowadzając nowe trendy i pomysły…. panowie „Sky i the limit”.
A my chcemy pochwalić jeszcze kogoś, a mianowicie stołeczną Policję, Panowie i Panie dbali nie tylko o bezpieczeństwo na rajdowych trasach, ale i poza nimi.
Rajd bowiem spowodował w i tak zakorkowanym Makowie spore zamieszanie a funkcjonariusze dbali o to by maksymalnie rozładowywać korki powstałem w mieście, za co i dla nich duże brawa.

My tymczasem kończymy gratulacje i owacje a zapraszamy na galerię zdjęciową Rolanda Hanke, któremu również gratulujemy pięknych ujęć zwłaszcza zdjęć pewnego dzwona.