48 Rajd Świdnicki – Fin bez Hattrika, za to z Tytułem

2020 10 05

„Jaki jest koń każdy widzi” tak można by powiedzieć o Świdnickim klasyku, w końcu ten rajd zna każdy kibic a większość stawki RSMP mogłaby Walimską przełęcz przejechać na ślepo i jedną ręką trzymając kierownice.
Jednak 48 edycja Rajdu Świdnickiego miała okazać się rundą o której myślę długo będzie się mówić w naszym rajdowym świecie.
Przeniesiony na wczesną jesień rajd, miał jak się szybko okazało stać się ostatnią rundą Mistrzostw Polski, gdyż Rajd Kosice z przyczyn rosnącej liczby zachorowań na Covid-19 na Słowacji został odwołany.
Pandemia wpłynęła również na przebieg Świdnickiego, organizator rozważnie zrezygnował z uroczystych ceremonii, jakie zazwyczaj odbywały się na rynku.
Rajd miał również odbywać się bez kibiców co jak się okazało po raz kolejny w tym roku, było tylko mrzonka, a wygłodniali rajdów fani, stawili się bardzo licznie.

Niespodzianek nie brakowało również, jeśli chodzi o odcinki, do OS-ów powróciła klasyczna Michałkowa Górna, jechana w dół, ale największą z nich był odcinek Jedlina Zdrój-Zagórze, zupełnie nieznany w stawce RSMP.
Co najważniejsze wspomniany odcinek to naprawdę niezła przeprawa, ślepe szczyty, wąskie partie w lesie oraz szybkie, pomiędzy malowniczymi plenerami, wiec rajd zapowiadał się naprawdę dobrze.

Rajd rozpoczynał dwukrotnie jechany prolog w centrum Świdnicy, pomiędzy którym zawodnicy jechali na jeden przejazd klasyka Walim – Michałkowa Dolna.
Oba przejazdy w centrum miasta zanotował na swoje konto Jari Huttunen i wydawało się, że nic nie jest w stanie powstrzymać go przed tytułem Mistrza Polski.
Mało jednak nie doszło do nie lada sensacji, gdyż gdyby nie 10-sekundowa kara Marcina Słobodziana, to on zjeżdżałby na nocleg jako lider rajdu, po wygraniu ze sporą przewagą odcinka w Walimiu.
Walimskie patelnie jechane dla odmiany pod górę przyniosły wiele niespodzianek, pierwszą była awaria Łukasza Byśkiniewicza, jego Hyundai I20 R5 stracił tylni dyfer, dzięki czemu auto stało się przednio napędowe.

Walczący o najniższy stopień podium Mistrzostw Polski, Byśkiniewicz zanotował ponad minutową stratę, co praktycznie przekreślało jego szanse na dobry wynik.
Przygodę zanotował Jacek Jurecki, walczący o tytuł w Open N zawodnik przestrzelił hamowanie i zaliczył swoim Proto wizytę w rowie co zaowocowało prawie czterominutową stratą.
Największego jednak pecha miał Wojtek Chuchała, Mistrz Polski z 2014 r. natknął się bowiem na powalone przez silny wiatr drzewo.
Fiesta Proto z impetem zderzyła się z przeszkodą kończąc na niej, załodze nic się nie stało, auto szczęśliwe nie było drastycznie zniszczone jednak nie pojechało już dalej a odcinek po tym zdarzeniu został przerwany.

Wspomniany wiatr przyniósł też zmianę pogody, prognozy były nie spójne, jedne portale pokazywały deszcz już w nocy inne, że poranek będzie jeszcze suchy.
Poranek nie rozwiał wątpliwości, gdyż z nieba nie spadła ani kropla, ale ciężkie, czarne chmury wisiały nad osami, zaczęła się więc ruletka oponiarska.
Już na pierwszym OS-ie zaczęło padać, jednak większość odcinka była jeszcze sucha, ten OS wygrywa Huttunen, przed Słobodzianem i Grzybem, ale prawdziwy deszcz miał dopiero nadejść.
Tak też się stało, kolejny os jechał już po mokrym i jak się okazało to właśnie droga z Jawornika do Kamionek miała być decydująca o losach rajdu.
To tu po błędzie wypada Huttunen, Fin wylatuje z takim impetem jak by pomylił rajdy z konkursem skoków narciarskich, jego Hyundai wylatuje bowiem w powietrze i spada na szczęśliwie na miękkiej polanie.
Zniszczenia nie wyglądają groźnie i po chwili błądzenia po polanie auto powraca na trasę, niestety strata 43 sekund spycha Jariego na 5 miejsce i zaczyna robić się ciekawie, gdyż teoretycznie droga po tytuł pozostaje nadal otwarta.
Tymczasem pogoda daje się we znaki, czarne chmury postanowiły uwolnić w pełni swój balast i kończący pierwszą pętlę odcinek Walim-Michałkowa dosłownie tonął w deszczu.
Tu tak samo, jak na poprzednim odcinku świetnie spisał się Grzegorz Grzyb, zjeżdżając na serwis z pozycją lidera rajdu.
Z deszczem równie dobrze poradził sobie również Sylwester Płachytka, notując czasy tuż za Grzybem i awansując z szóstego na drugie miejsce w rajdzie.
Ostatni OS (z uszkodzonym autem) na 3 miejscu kończy Jari Huttunen, co pozwala mu awansować na najniższy stopień podium, jednak by wygrać trzeba jeszcze być na mecie.
Ciężkie warunki sprawiły problemy nie tylko w czołówce, w tym samym miejscu co Huttunen swojego Nissana 350Z w rowie parkuje Strychalski, Lubiak wypada z drogi nieco dalej, bo w Kamionkach niwecząc szansę na tytuł w ośce.
Na Walimiu z aquaplaningiem mają problemy Kasperczyk (obrót) i Chwietczuk a po dzwonie Terlikowskiego w Proto odcinek zostaje przerwany i zarządzony zostaje wolny przejazd.
Świdnicki pokazał swoją kapryśną twarz i wielu zawodników nie ustrzegło się większych lub mniejszych błędów, obrotów i wypadnięć, a gdy wszyscy zjechali na serwis nad rajdem wyszło wspaniałe słońca a po ciemnych chmurach nie zostało ani śladu.

Na drugiej pętli zaczął szaleć Huttunen i to już nie chodzi o to, że wygrał dwa odcinki, ale jak to zrobił…
…16 sekund przewagi nad drugim Marcinem Słobodzianem na 11-kilometrowej próbie Jedlina Zdrój-Zagórze to prawdziwy łomot, jaki Fin zafundował naszej czołówce!!!
Na drugim odcinku wiele gorzej nie było, a Fin znowu stał się liderem rajdu i tu mogłaby się kończyć nasza historia, gdyby nie to, że do przejechania został jeszcze jeden odcinek.
Michałkowa nie po raz pierwszy z resztą, okazała się dość kapryśna i postanowiła nauczyć nieco pokory Fińskiego Drivera upuszczając mu z koła nieco powietrza.
Jari zjechał z Michałkowej na feldze, notując dopiero 12 czas i przegrywając rajd z Grzegorzem Grzybem, który ostatnią pętlę wyraźnie odpuścił notując czasy bliżej połowy pierwszej dziesiątki.
Na mecie jednak to Jari Huttunen z pilotem Mikko Lukka cieszył się z Mistrzostwa Polski 2020 a Grzegorz Grzyb z wicemistrzostwem cieszył się, że zdołał skraść choć jedno zwycięstwo piekielnie szybkiemu Finowi.

Zacięta walka toczyła się za to o trzecie miejsce, pomiędzy kierowcami dwóch Fabii R5 Kacprem Wróblewskim a Sylwestrem Płachytką.
Ten ostatni piastował drugie miejsce po pierwszej, niedzielnej pętli jednak szarża Huttunena zepchnęły go oczko niżej, tymczasem znacznie przyśpieszył Wróblewski coraz bardziej zbliżając się do rywala.
I po raz kolejny rozstrzygać miał odcinek Walim-Michałkowa, który z rewelacyjnym czasem pojechał Wróblewski, notując najlepszy czas odcinka, inkasując komplet punktów za Power Stage i spychając Płachytkę poza podium.
Jednak okazało się, że jeden z sędziów dopatrzył się dotknięcia szykany i Kacper dostaje 10 sekund kary co niweczy jego walkę o trzecie miejsce.
Oj wiele gorzkich słów padło w serwisie przez rozgoryczonego zawodnika, niestety bez twardych dowodów pozostało jedynie przyjąć decyzję sędziów faktu i pogodzić się z czwartym miejscem.

3 razy 5 daje 3…… Tak, tak trzy rajdy i trzy razy piąte miejsce dla braci Kotarba, którzy w klasyfikacji końcowej zajęli ostatecznie 3 miejsce..
Załoga Citroena C3 R5, dosłownie o jeden punkt, pokonała Załogę Byśkiniewicz Cieślar i nie zdobywając ani jednego podium zrobiła świetny życiowy wynik.

Szóste Miejsce zajął w rajdzie Marcin Słobodzian i tu tak naprawdę zabrakło chyba nieco szczęścia, bo tempo było bardzo dobre, o czym świadczą dwa wygrane odcinki i 3 drugie miejsca.
Niestety były też i błędy, stąd tak słaby wynik, na pocieszenie pozostał komplet punktów za wygrany Power Stage.

Siódme miejsce dla Tomasza Kasperczyka, po bardzo nierównym tempie, karze, ale i kilku świetnych wynikach rajdowy „Tygrys” kończy rajd z dość przeciętnym wynikiem. Szkoda, bo po zeszłorocznym wicemistrzowskim tytule i przesiadce do nowego auta, liczyliśmy na więcej, sezon 2020 Tomasz Kasperczyk kończy na 6 miejscu.

Ósme Miejsce to najwięksi pechowcy rajdu, czyli Łukasz Byśkiniewicz i Zbigniew Cieślar, awaria na początku rajdu niestety pozbawiła ich szans na dobry wynik, a w konsekwencji tytuły wicemistrzowskiego.
Na pocieszenie zastaje fakt, że Byśki zrobił naprawdę duży progres w jeździe, co było widać na odcinkach i mamy nadzieje, że przyszły sezon będzie dla nich jeszcze lepszy.

Końcówka pierwszej dziesiątki należy do debiutantów w klasie R5…
Marek Nowak z Grzegorzem Dachowskim jadący Fiestą R5 (miejsce 9) zaliczyli całkiem udany sezon, bezpiecznie dojeżdżali do celu, uczyli się auta i miejsce 9 w klasyfikacji generalnej przed kilkoma znacznie bardziej doświadczonymi zawodnikami, daje im powód do dumy.
Pierwszą dziesiątkę zamyka Adrian Chwietczuk z Jarosławem Baranem, ta załoga zajęła na Świdnickim stanowczo najlepszy wynik w tym sezonie.

W klasie Open N triumf świętowali bracia Jarosław i Marcin Szeja zajmując 13 miejsce, powrót na odcinki przez Szejów okazał się niezwykle owocny, jadąc Subaru Impreza zdrowo zatrzęśli Polską czołówką N-ki i ciężko było komukolwiek im dorównać.
Ostatecznie okazali się najlepsi w klasie, kończąc również bardzo wysoko, bo na 7 miejscu w klasyfikacji generalnej sezonu.

W klasie 2, czyli popularnej „ośce” przed Rajdem Świdnickim było naprawdę ciasno, gdyż w walce o tytuł liczyło się aż 8 zawodników a największe szanse na mistrzostwo miał Maciej Lubiak.
Niestety Lubiak nie ukończył rajdu a tytuł powędrował do załogi Radosław Typa / Szymon Gospodarczyk, którzy po zaciętej walce z Pawłem Prochoniem wyszli na Rajdzie Świdnickim z tarczą.

I tak pora kończyć ten serial pod tytułem Rajdowe Samochodowe Mistrzostwa Polski 2020, jeszcze tak niedawno się on zaczął, a już cieszymy się z nowego Mistrza Polski.
Sezon, choć bardzo dziwny to wydaje nam się, że potrzebny i w trakcie jego trwania wydarzyło się wiele dobrego.
Przede wszystkim pojawienie się na odcinkach Jariego Huttunena spowodowało mobilizację Polskiej czołówki. Dzięki niemu takie małe odsianie zawodników z talentem od tych, którzy tytuł zdobywali kalkulując ryzyko na świetnie znanych sobie odcinkach.
Sezon ten pokazał nam bez skrupułów, w jakiej kondycji są nasi zawodnicy, kogo stać by jeszcze bardziej wyprostować prawą nogę, kto w tym prostowaniu nie trzyma ciśnienia, a kto zatrzymał się w miejscu i nawet świetne auto czy gruba gotówka na sezon nie poprawi jego osiągów.
I oto w końcu w sporcie chodzi!

Więcej będziemy chcieli zaprezentować w podsumowaniu sezonu 2020, jaką przedstawimy w niedalekiej przyszłości, a teraz zapraszamy na galerie naszego fotografa Rolanda Hanke.